2017, miesiąc po miesiącu

Kończy się rok, więc pora na podsumowania. Na początek przejście przez wszystkie ważne wydarzenia tego roku.

Styczeń

Już na samym początku najważniejszy moment tego roku – wzięliśmy z Kasią ślub!

Następnego dnia pojechaliśmy na podróż poślubną na Cypr. O Cyprze napisałem na blogu w dwóch postach – relacji z krótkiej wizyty w Tureckiej Republice Cypru Północnego i narzekaniu na jakość chodników w Larnace.

Byłem też na meczu cypryjskiej ekstraklasy, gdzie Nea Salamina Ammochstos (dawniej Famagusta) pokonała AEZ Zakakiou 2:0.

Może i trochę ponarzekałem, ale w sumie kiedyś bym wrócił. Cypr to był też dla mnie pierwszy kontakt z ruchem lewostronnym na drogach. Z perspektywy pieszego jest to lekko konfundujące.

Luty

Kupiłem sobie bezlusterkowiec i dużo się nim bawiłem. Muszę przyznać, że jest poręczny, ale często mimo tego nie chce mi się go ze sobą zabierać. Gdy jednak mam ochotę, mogę zrobić zdjęcia w formacie RAW i potem przegiąć z ich obróbką.

W lutym zdecydowałem też, że wezmę udział w konkursie Daj się poznać. Przez trzy miesiące miałem tworzyć open source’owy projekt i pisać po 2 posty technologiczne w tygodniu.

Marzec

W ramach konkursu napisałem dwa zdecydowanie najpopularniejsze posty na tym blogu – Google OAuth2 login with Spring Boot i Spring Boot: Saving OAuth2 login data in DB using PrincipalExtractor. Zaczynałem jednak już zauważać, że mimo, że posty tworzę ładne, sam projekt Matchloggera, czyli aplikacji, gdzie można zapisywać swoje wizyty na meczach, idzie bardzo opornie.

Przez chwilę próbowałem też zacząć serię widoków z okna, które pokazywałyby jakieś drobne fragmenty z życia codziennego, ale nie zażarło.

Dwie noce w marcu spędziłem w Belgii, o czym wspomniałem w poście Jak w niemieckiej telewizji polskie memy i białe niedźwiedzie zobaczyłem. Spałem tam w jednym z bardziej nietypowych hoteli, jakie miałem okazję zobaczyć – hotelu Yup w Hasselt.

Jako, że to był wyjazd służbowy, nie było zbyt wiele czasu na pokręcenie się po mieście, ale jednego dnia wstałem o 5 i zrobiłem sobie spacer po centrum.

Kwiecień

Pierwsza podróż na żywo w tym roku i zarazem pierwsza, która trwała więcej, niż jeden dzień. Weekend spędziłem, robiąc rzeczy po raz pierwszy – podróż wagonem sypialnym Intercity, wizyta w Zakopanem, przejazd autobusem Szwagropolu, wizyta w Muzeum Lotnictwa, mecz siódmej ligi w Małopolsce, lot samolotem z Krakowa. Przypomniało mi się, że na góry to ja całkiem lubię patrzeć.

Musieliśmy się też pożegnać z Kicakiem. To był najbardziej przyjazny kot, jakiego znałem.

Do naszego domu trafiła Jędza. Na samym początku nazywała się Kropelka, ale szybko okazało się, że imię nie do końca pasuje do jej charakteru.

Maj

Stwierdziłem, że z Daj się poznać to ja jednak sobie odpuszczę. Blog może i na tym zyskiwał, ale parę innych rzeczy traciło.

W związku z moją działalnością w mikronacjach złapałem kontakt z Jonnym Blairem, który chciał opisać Królestwo Dreamlandu, w którym wirtualnie mieszkam. Poszliśmy razem na mecz B-klasy na stadionie żużlowym i na piwo do Rzeczy Jasnej. Później jeszcze parokrotnie byłem gościem na jego blogu.

Końcówka maja to był dla mnie zarazem największy wyjazd tego roku. Przez 8 dni zobaczyliśmy z Krzyśkiem Gruzję, Armenię, Górski Karabach, a także na moment Węgry i Warszawę. Powstało już parę postów z tego wyjazdu: Trzy ciekawe punkty Mokotowa pokazują interesujący dla mnie skrawek Warszawy, Na stadionie, gdzie właśnie gra Polska pokazuje stadion republikański w Erywaniu i finał Pucharu Armenii w piłce nożnej, Boris Taxi to historia z dreszczykiem o wczesnoporannej podróży czarnym mercedesem z pistoletowym rapem w tle, są też dwa posty opisujące wizytę w Górskim Karabachu. Poza tym, byliśmy jeszcze w Tbilisi, Chiaturze, Gori i Batumi. Zwłaszcza w przypadku Chiatury mam nadzieję, że jeszcze kiedyś zachce mi się to opisać, bo jeździłem tam kolejkami linowymi, które delikatnie mówiąc, nie były pierwszej świeżości.

Czerwiec

Przejechałem się pociągiem trasą Chojnice – Nakło i obejrzałem mecz mistrzostw Europy U21 w Bydgoszczy. Obie te rzeczy w jeden dzień! Próbowałem też robić transmisje na żywo na Facebooku, ale na 3 transmisje, tylko jedna była oglądana przez kogokolwiek na żywo. Na takie zabawy jestem jednak trochę zbyt mały.

Przekonałem się do iPhone’a, w czym wydatnie pomogło posypanie się baterii w moim starym Sony zaraz po powrocie z Kaukazu.

Byłem też w Starogardzie Gdańskim na finale pomorskiego Pucharu Polski pomiędzy Gromem Nowy Staw a Gryfem Słupsk. Pomimo, że fani obu drużyn sympatyzują z Lechią, doszło do małych przepychanek i zwinięcia flagi. Drużyna ze Słupska ostatecznie wygrała w karnych po wyniku 3-3 na boisku.

Pod koniec miesiąca zajrzałem do tczewskiego koła PSONI poopowiadać nieco o podróżach ze szczególnym naciskiem na środki transportu.

Tego dnia kupiłem też sobie fidget spinner, żeby zobaczyć, o co właściwie w tym chodzi. Okazało się, że chwilę później fidget spinnery zrobiły się bardzo popularnym gadżetem do dawania programistom i w tej chwili mam chyba z cztery.

Lipiec

Pojechaliśmy z Kasią na Confiturę do Warszawy. Znaleźliśmy świetną indyjską knajpkę (bardzo polecam Rasoi) i wróciliśmy z mnóstwem gadżetów, wśród których oczywiście znalazły się fidget spinnery.

Choć wcześniej byłem już na meczach najwyższych lig w innych państwach, w Polsce do lipca jeszcze ani razu. W połowie lipca trafiłem na stadion w Gdyni, gdzie obejrzałem, jak Arka wygrywa ze Śląskiem.

Nie samą piłką człowiek żyje, obejrzałem więc też mecz żużlowy.

Dzięki nieszablonowej logice prokuratury, miałem okazję zeznawać w sądzie w Kościerzynie w sprawie, która była powiązana z mieszkaniem, które wynajmowałem parę lat temu, ale zdarzyła się tam kilka miesięcy przed moim rozpoczęciem wynajmu. Przynajmniej była okazja, żeby przejechać się do Kościerzyny, w której nigdy wcześniej nie byłem. Zajrzałem tam do muzeum akordeonów i gdy już byłem kawałek dalej, to zorientowałem się, że w sumie to to muzeum było płatne i powinienem był kupić bilet.

Pod koniec miesiąca uzyskałem certyfikat OCA z Javy. Pierwotnie miałem zaplanowane, że tydzień później zdaję OCP, ale postanowiłem jednak przesunąć ten drugi egzamin o 10 dni. Również i go udało się zaliczyć.

Sierpień

Na Targu Węglowym odbył się koncert L.U.C z Rebel Babel Orchestra. Było bardzo energetycznie.

W sierpniu odkryłem parkruny. Oczywiście opisałem, jak to wszystko działa. Gdyby mi się jeszcze chciało regularnie wstawać wcześnie w sobotę, to chodziłbym regularnie, ale niestety – póki co zaliczyłem tylko cztery.

Gdy przeglądałem zdjęcia zrobione iPhonem, odkryłem, że każde zdjęcie, poza JPG, zawiera też mały plik .mov, który pokazuje mniej więcej 2 sekundy wokół robienia zdjęcia. Zacząłem więc eksperymentować z tą formą, czego efektem są lifelogi, które można zobaczyć na moim kanale youtube. Pomysł też nie bardzo zażarł – najlepsze z nagranych tak wideo ma 19 wyświetleń, a najgorsze pięć.

15 sierpnia zrobiłem sobie jednodniówkę, której celem było zobaczenie meczu Pucharu Polski w Warszawie, gdzie przeciw sobie stanęły drużyny Kartofliska.pl Warszawa i ETV Bar Ulubiona Warszawa. Przyszło chyba z 700 osób, a atmosfera na trybunach była niesamowita. Niestety, nie mogłem zostać na karnych, bo musiałem pędzić na samolot. Ledwo zdążyłem.

Nie wiem dokładnie, kiedy, ale gdzieś w tych okolicach czasowych zgubiłem dowód osobisty. Na szczęście, najwyraźniej nikt nie zdążył wziąć na mnie kredytu.

Na koniec miesiąca zajrzałem z Kasią do Szwecji – spędziliśmy trzy dni w podobno jednym z najgorszych miast Szwecji, Malmö. Jeśli to jest najgorsze miasto, to naprawdę nie mam pytań. Jednego dnia z rana wyskoczyłem pociągiem do Kopenhagi, by tam wziąć udział w parkrunie. Przy okazji zobaczyłem centrum miasta i zajrzałem do Christianii, półautonomicznej, anarchistycznej dzielnicy, gdzie przy głównej ulicy można kupić jointy ze straganu. W Malmö obejrzałem też mecz czwartej ligi na stadionie, na którym odbywały się kiedyś mistrzostwa świata. Na mecz przyszło 150 osób. Przez cały wyjazd ani razu nie użyłem gotówki.

Malmö

Wrzesień

Gdańska Morena wróciła na Magellana, więc wreszcie mam blisko na mecze jakiegoś B-klasowego klubu. Byłem więc w tym sezonie na kilku z nich, między innymi oglądając, jak Morena przegrywa z przeciwnikiem, który przyjechał w ośmiu. Ten tekst był chyba najpopularniejszy z nietechnicznych postów w tym roku.

10 września wziąłem udział w Biegu Westerplatte. To był dla mnie pierwszy bieg na zawodach na dystansie 10 kilometrów i poszło znacznie lepiej, niż się pierwotnie spodziewałem.

Zorganizowałem też sobie nowe Raspberry Pi model 3, które służyło mi już do bardzo różnorodnych zastosowań – jako centrum mediów, terminal do wygodnego pisania tekstów, emulator starych konsol, a obecnie stoi włączony od ponad miesiąca w ramach projektu, który jeszcze planuję opisać.

Październik

Zmieniło się moje biuro w pracy – teraz siedzę na dziewiątym piętrze Olivia Star i mam widok na skrawek morza w ładniejsze dni.

Poza tym, byłem na kilku różnych meczach – między innymi na pierwszej lidze kobiecej i w Iławie obejrzałem, jak szóstoligowy Jeziorak pokonuje Orła Janowiec Kościelny osiem do zera.

Pojechałem też na jednodniówkę do Wielkiej Brytanii, gdzie bilety lotnicze kosztowały mnie 50 zł w obie strony. Do samego końca decydowałem się na to, gdzie pojechać ze Stansted – ostatecznie stanęło na zwiedzeniu Cambridge. Pierwszy raz w restauracji musiałem zamawiać jedzenie smartfonem.

Listopad

Dwa wyjazdy – najpierw na jeden dzień z Kasią do Warszawy, gdzie miałem okazję popatrzeć na obłędną panoramę z dwudziestego piętra Novotelu.

Potem musiałem znaleźć się we Wrocławiu, bo miał tam miejsce koncert Laibacha. Jako, że najwyraźniej wyjazdów było mi jeszcze za mało, postanowiłem, że urozmaicę sobie nieco drogę do Wrocławia i ostatecznie do tegoż leciałem samolotem z przesiadką na… Malcie. 1,5 dnia w przyjemnym klimacie było tym, czego mi było potrzeba. Na Malcie pobiegałem, zjadłem makaron z mięsem królika i zobaczyłem mecz drugiej ligi maltańskiej. Zobaczyłem też sporo śladów po tym, że niedawno na wyspie doszło do zabójstwa znanej lokalnie blogerki – kolejny wątek, który chciałbym jeszcze opisać. Podczas spaceru trafiłem do anarchistycznej knajpki, której drzwi i toaleta okraszone były mnóstwem wlepek, między innymi po polsku. We Wrocławiu było znacznie zimniej, ale to jedno z miast, gdzie czuję się całkiem jak u siebie, czego zdecydowanie na Malcie nie miałem.

Grudzień

O nie, jeszcze jeden wyjazd? Serio, przy tym stężeniu wycieczek, które sobie zorganizowałem, już nie bardzo chciało mi się gdziekolwiek jeszcze jechać. No, ale bilety kupione… Znalazłem się więc na jeden dzień w Bergamo we Włoszech. Pokręciłem się po ładnej starówce, która jest wpisana w program światowego dziedzictwa UNESCO, wypiłem piwo, zjadłem kawałek włoskiej pizzy, zrobiłem Kasi zakupy w Lushu i w sumie to już mogłem wracać. Najlepszym elementem wyjazdu był zdecydowanie przylot do Włoch. Lecieliśmy nad Alpami, które wyglądały przepięknie. Co ciekawe, pod koniec wyjazdu zagadała do mnie kobieta, która szukała drogi do centrum handlowego, z którego właśnie wracaliśmy. Cała konwersacja odbyła się w zadziwiająco często ostatnio słyszanym przeze mnie języku – po rosyjsku.

Rzutem na taśmę zrealizowałem mój książkowy cel roczny – 22 grudnia skończyłem książkę numer 42.

Poza tym, w grudniu uczę się odpoczywać.

 

Gdy tak patrzę na wszystko, co działo się w tym roku, stwierdzam, że dla mnie w 2017 zdarzyło się mnóstwo. Głównie były to dobre rzeczy i aż jestem ciekawy, jak dużo stanie się w 2018 roku. Zapowiada się, że może być ciekawie.