Na wpół martwy, a i tak sobie z nim nie radzicie!

Jak na zamówienie, w niedzielę rano wyszło słońce. Idealna pogoda na obejrzenie meczu Moreny o 11 rano.

Na słynną Las Arenę dotarłem na ostatnią chwilę. Za cztery minuty sędzia miał zagwizdać po raz pierwszy, gdy na parking przed boiskiem podjechał samochód, z którego w pośpiechu wysiadł zawodnik w czarnej koszulce.

O, dzisiaj grają w kolorach wyjazdowych, pomyślałem. Cały czas byłem pewien, że Morena gra dzisiaj z Sopocką Akademią Piłkarską, której zwycięstwo 9 do 4 ostatnio oglądałem w Tczewie w Pucharze Polski.

Na ścieżce, prowadzącej do lasu, stało ich około dziesięciu. Bluzy Lechii Gdańsk, piwa w ręku, sumaryczna długość włosów poniżej jednego centymetra. Czy przyjechali ze względu na artykuł na trojmiasto.pl, w którym wymieniono mecz Moreny jako jedno z kilkunastu sportowych wydarzeń tego weekendu w Trójmieście? Czy może ze względu na znane nazwiska w drużynie gości? Panowie ewidentnie chcieli spędzić przyjemny poranek. Jeden z nich komentował, że niedziela rano, więc nic dziwnego, że na boisku jest tylko ośmiu.

Ośmiu? Spojrzałem na piłkarzy gości i faktycznie – na Magellana przyjechało jedynie ośmiu zawodników. W tej sytuacji pośpiech ósmego z nich okazał się uzasadniony – bez niego goście przegraliby walkowerem. Jeden z zawodników spojrzał na wesołych kibiców, spojrzał na mnie i stwierdził pół żartem, że w sumie to są tu młodzi ludzie, więc może któryś by dołączył? Obyli się jednak bez tego.

Od jednego z widzów usłyszałem, że trenerem gości jest Tomasz Dawidowski, a kapitan grał kiedyś w Lechii. Zdziwiłem się, że w meczu w Tczewie nie zauważyłem Dawidowskiego, no i że na mecz w środku tygodnia do Tczewa przyjechało dosyć zawodników, by wyrobić limit zmian i jeszcze mieć rezerwowych, a tu ewidentnie jest problem ze znalezieniem składu.

Mecz rozpoczął się z parominutowym opóźnieniem – zdaniem sędziego głównego, który z pewnością był młodszy ode mnie i miałem wrażenie, że skądś go znam, jedna z bramek miała nieco zbyt luźno zaczepioną siatkę. Tym razem na Magellana pojawili się też sędziowie liniowi. Jeden z nich kilka razy podczas meczu prosił osoby związane z graczami Moreny, by wyszły z ławki rezerwowych, jeśli nie są w protokole meczowym.

Nie potrzeba było dużo czasu, by padł pierwszy gol. Piłkarze Moreny w końcu mieli trzech graczy przewagi, więc około piątej minuty strzelili bramkę. Samobójczą. Przypomniało mi się wtedy, jak jeden z piłkarzy Moreny razem z kibicami żartował, że ma już kupon w zakładach bukmacherskich na ten mecz i pierwszy wpadnie… samobój. Wykrakał.

Atmosfera zrobiła się nieco nerwowa. Gracie z trzema zawodnikami przewagi! To oni powinni biegać, nie wy! – krzyczał trener. Mimo tego, goście wydawali się po prostu lepsi. Na dodatek w dwudziestej minucie meczu dotarł dziewiąty zawodnik. Na przerwę piłkarze schodzili przy wyniku 0:2.

Na Magellana szatnie są w odległości kilkuset metrów od płyty boiska, dlatego ani piłkarze, ani sędziowie na przerwę do szatni nie schodzą. Sędziowie zgromadzili się w pobliżu linii środkowej i podszedł do nich jeden z oglądających. Zaczął przeprowadzać ich przez dobre i złe decyzje, jakie podjęli w trakcie pierwszej połowy. Okazało się, że na Las Arenie pojawił się też obserwator.

Pomocnik gości w przerwie meczu poprosił panią z opieki medycznej o masaż uda. Ewidentnie kuśtykał, ale nie było możliwości, by ktokolwiek go zmienił. W Morenie za to w przerwie zrobiono dwie zmiany, podyskutowano i druga połowa zaczęła wyglądać na bardziej wyrównaną.

Pomimo kuśtykania, zawodnik z numerem 2 nadal robił spore zamieszanie w szeregach Moreny. Dosyć rezolutny bramkarz gospodarzy, który kilkukrotnie ratował sytuację, krzyczał do swoich kolegów. Panowie, on jest na wpół martwy, a i tak sobie z nim nie radzicie!

W końcu Morena strzeliła bramkę. Po zadziwiająco składnej akcji, piłka wpadła do siatki niespotykanie dobrego jak na ten poziom rozgrywkowy bramkarza gości. W zawodników wstąpiły nowe siły, akcje wychodziły składniej, niż wcześniej, ale nadal było widać różnicę w umiejętnościach zawodników obu drużyn. Mecz zakończył się wynikiem 1:3.

Przez większość spotkania coś mi nie grało, ale dopiero w domu sprawdziłem, o co chodzi. Okazało się, że przeciwnikiem Moreny wcale nie była Sopocka Akademia Piłkarska, jak wgrałem sobie przed meczem, a Akademia Sportowa Pomorze. Pomyłka nie jest zaskakująca – oba kluby są w lidze nowe, oba mają Akademia w nazwie i w swoim pierwszym sezonie w najlepszej lidze świata radzą sobie bardzo dobrze.

AS Pomorze gra większość spotkań u siebie na jednym z bocznych boisk dawnego stadionu Lechii. Stąd tam Tomasz Dawidowski na ławce, grający w poprzednim meczu Marek Zieńczuk, czy, tym razem jako kapitan, mający za sobą 16 występów w pierwszym składzie Lechii 26-letni Maciej Kostrzewa. Nie dziwią więc wyniki i różnica poziomów, jaką oglądałem w niedzielę na Magellana.

Fotorelacja: UKS Klukowo – Morena Gdańsk (2:2, 02.04.2017)

Dwa tygodnie temu na boisku przy ul. Radarowej oglądałem kolejny mecz ósmej ligi mistrzów pomiędzy UKS Klukowo a Moreną Gdańsk. Parę fotek pokazujących stadion Klukowa i atmosferę meczu poniżej.

Trybuny nawet przyzwoite jak na B-klasę. Przydatna była co prawda gazetka, na której się przysiadało, by nie usyfić sobie spodni, ale ogólnie, było przyjemnie.
Warto jednak uważać, bo kto wie, kiedy deski się zapadną.
Tablica wyników w tle – nieużywana.
Za boiskiem były korty tenisowe. Jak widać, używane.
Ogólnie, mocny klimat przedmieść.
Ładne akcje się zdarzały.
Gole też padały – dokładnie cztery.
Catering pochodził z lokalnych sklepów.
Na drugą połowę pojawił się też obserwator. Za boiskiem z prawej strony widać pizzerię – idealnie na pomeczowy posiłek.

Niby o piłce, a na Daj się poznać, czyli Morena Gdańsk – Karlikowo Sopot

Zaczyna się runda wiosenna polskiej ligi, więc pora nieco przyspieszyć prace nad Matchloggerem, żeby dało się zapisywać swoje mecze. Miałem dzisiaj okazję być na B-klasowym derby Trójmiasta pomiędzy Moreną Gdańsk, a Karlikowem Sopot. O samym meczu nie napiszę jednak za wiele, jeśli ktoś ma ochotę dowiedzieć się więcej, to polecam albo relację na regiowyniki.pl, albo album ze zdjęciami z meczu zrobionymi przeze mnie. Opowiem za to co nieco o różnych sposobach patrzenia na mecz i tym, jak te sposoby mają się do procesu wytwarzania oprogramowania.

Uwaga, post zawiera zdjęcia o łącznej wadze kilkunastu MB. Przed przejściem na „czytaj dalej” upewnij się, że korzystasz z Wi-Fi, jesteś na kablu albo masz odpowiednio duży pakiet transferu danych.