W nieukończonym najwyższym budynku północnej Polski

Jeszcze niedawno mój widok z biura wyglądał tak.

Dzisiaj do pewnego momentu droga wyglądała podobnie. Też wysiadałem na Tetmajera i szedłem do Olivia Business Centre.

Tym razem jednak do pracy przedostawałem się pod rusztowaniami.

Widok z okna też się nieco zmienił.

Ode mnie może i widok nie robi specjalnego wrażenia (choć jest skrawek morza, którego w najbliższym czasie mi nie zabiorą budową kolejnego budynku OBC), ale już w kuchni jest bardzo ładny punkt obserwacyjny, z którego widać nawet niektóre bloki Moreny. Szyby też zapewne niedługo umyją.

Spodziewałem się, że po Olivia Star nieco bardziej będzie widać, że część pięter jest jeszcze w czasie budowy. Poza tym, że większość wind jeszcze nie działa, a za oknem czasem można zobaczyć człowieka wspinającego się na dźwig, to to, że jakieś 100 metrów wyżej trwają prace nad budową ostatnich pięter budynku, jest praktycznie niezauważalne. Jeśli chcielibyście zobaczyć więcej z mojego biura, jest trochę zdjęć na fanpage Goyello i kolejne na pewno się jeszcze pojawią.

Polska – Holandia

1 czerwca dzięki Goyello miałem okazję pójść na towarzyski mecz Polska – Holandia w Gdańsku. Poniżej trochę zdjęć i obserwacji z tego wydarzenia.

Pociągi na stadion odjeżdżały z peronu piątego Dworca Głównego. Interwał wynosił 20 minut, w kluczowym momencie zmniejszony do 10. Już pociąg o 19:00 (mecz zaczynał się o 20:45) był solidnie wypełniony. Czas przejazdu 6 minut, koszt przejazdu – 0 zł. Poza pociągiem można było pojechać specjalnymi autobusami, które kursowały między Dworcem Głównem a stadionem. Tramwaje też były solidnie wypełnione.

Przed stadionem jeszcze przed kontrolą bezpieczeństwa food trucki i… zbierający podpisy przeciw uchodźcom przedstawiciele Kukiz’15. Sama kontrola dość lotniskowa (łącznie z obmacaniem), z tym że nawet mniej rzeczy wolno wnieść na stadion. Najkrócej mówiąc, najlepiej iść tylko z biletem, dokumentami, telefonem i kartą płatniczą.

Sam stadion zdecydowanie robi wrażenie. Bardzo przydatne było zadaszenie, bo nad Gdańskiem akurat przeszło parę ulew. Jedynie sektory najbliżej boiska dostały porządniej deszczem, na nas tylko odrobinę pokapało.

Do punktów cateringowych (był chyba jeden na każdy sektor) na 45 minut przed meczem kolejki na 15 minut czekania. Rozwodnione piwo (Okocim Jasne Pełne) – 9 zł za 400 ml, paczka M&M’s tyle samo. Bardzo popularne były zapiekanki – też 9 zł. W kolejce przede mną stały też dzieci, przeglądające na facebooku wyjątkowo kiepskie memy z Gimperem, Izakiem i Atorem.

Na samym środku sektor kibiców reprezentacji Holandii. Oprócz sektora, również na „polskich” trybunach zdarzali się ubrani na pomarańczowo kibice.

Piłkarze wychodzili na boisko (chyba) do motywu z Gry o Tron. Dlaczego chyba? Okazuje się, że na stadionie wszystko oprócz spikera zadziwiająco kiepsko słychać. Przez większość meczu nie miałem pojęcia, czy i jaki doping jest prowadzony. W pewnym momencie kibice zaczęli śpiewać hymn – zorientowałem się po parunastu sekundach.

Co do dopingu – wydawał się umiarkowany. Panowie obok próbowali chwilę kibicować na stojąco, po czym zostali przegonieni przez siedzące za nimi rodziny, które zapłaciły za bilet, a tu im jeszcze wszystko zasłaniają. Panowie zwinęli się do miejsca, gdzie trochę więcej osób stało.

Okazało się też, że z tej pozycji dosyć trudno jest dostrzec, co dzieje się na drugim końcu boiska. W pewnym momencie zastanawialiśmy się, czy właśnie wpadła bramka, czy może jednak nie. Dopiero powtórki z telebimu przekonały nas, że nie.

Swoją drogą, zwykle chodzę na mecze ósmej ligi, więc starałem się porównać, czym różnią się piłkarze reprezentacji narodowej od piłkarzy B-klasy:

  • potrafią grać z piętki;
  • wiedzą, gdzie są ich koledzy z zespołu;
  • nie mają nadwagi.

Po pierwszej połowie 0:1. Kolejki do męskiej toalety w przerwie – 8 minut czekania. Kolejki po piwo znacznie dłuższe.

Rozpoczynamy drugą połowę. Zgadnijcie, gdzie są sektory VIP?

Jest 1:1! Może jeszcze Polska wygra?

Nope.

Powrót do domu był zadziwiająco bezproblemowy. Od końcowego gwizdka na Morenę dotarłem w 45 minut. Głównie dlatego, że na styk zdążyłem na ostatni tramwaj. Co ciekawe, na torze prowadzącym do peronu ustawione były dwa razy po dwa składy EN57+EN71. Gdy jeden się zapełnił, policja zamknęła bramę wejściową na peron, po czym kolejny wjechał, a brama została otwarta. Zarządzanie powrotem 40 tysięcy osób – pierwsza klasa.

Kolejna ciekawa rzecz – porównując z koncertem, na którym byłem w marcu w Mińsku, tutaj nie było absolutnie żadnych problemów z działaniem telefonii komórkowej na meczu. Czyli się da.