Clozemaster – co po Duolingo

Swego czasu bardzo podobało mi się Duolingo. Spora baza języków, zdania, które mają sens, możliwość rywalizowania ze znajomymi, streaki. Korzystanie z Duolingo dawało poczucie, że robię codziennie coś w temacie języków. Aż się znudziło, bo ile można wpisywać „Kot je kaczkę.” na różne sposoby. W przypadku Duolingo właśnie dość charakterystyczne było z mojej perspektywy to, że choć zdania sens miały, to ich przydatność nie zawsze była pierwszorzędna.

W jednym z postów na Reddicie natrafiłem dziś na dość ciekawy serwis – Clozemaster. Jako, że wraca mi faza na naukę szwedzkiego, postanowiłem spróbować.

Interfejs jest dość prosty i nawiązujący do gier retro. Mamy do wyboru kilka gier, od najprostszych słów, przez szybką ścieżkę do biegłości, do ogólnej znajomości języka. Można wybrać, czy chcemy uczyć się z angielskiego, czy z innego języka, ale wygląda na to, że największa baza słów jest z angielskiego. Z polskiego języków do nauki jest 8, z angielskiego kilkadziesiąt. Są też aplikacje na Androida i iOS.

Gdy już zaczniemy, mamy do dyspozycji panel użytkownika, który pokazuje nasze postępy. Widać Bootstrapa.

Podstawowy ekran dla użytkownika to wybór słowa, które najbardziej pasuje w lukę – na 2x więcej punktów można też wybrać opcję, w której nie ma się podpowiedzi, a słowo wpisuje się z klawiatury. Na dowolne słowo ze zdania można kliknąć i przejść od razu do definicji lub wymowy na forvo. W stosunku do Duolingo, wadą darmowej opcji jest brak wymowy zdania od razu w serwisie.

Co jakiś czas kolejne zbiory słów łączą się w kolejne rozgrywki, w których można też zyskiwać kolejne poziomy znajomości języka – trochę jak w Duolingo. Sądząc po tym, że w szwedzkim w 5 minut wszedłem do tygodniowego top 10, serwis chyba nie jest najpopularniejszy.

Moje pierwsze wrażenia z korzystania z Clozemastera – chętnie poćwiczę dalej. Zdania wydają się być bardziej osadzone w rzeczywistości, niż w przypadku Duolingo, ale jeszcze ciężko wypowiadać mi się, co do efektów. Jak na razie z odmętów pamięci przywołało mi kilka słów, które zdążyłem zapomnieć z moich lekcji sprzed kilku lat. Zapowiada się dobrze, ale zapewne za jakiś czas napiszę coś więcej o długoterminowych wrażeniach.

Kiepski pierwszy dzień w pracy

Ktoś miał wczoraj bardzo zły dzień. Młodszy programista pierwszego dnia pracy w nowej firmie przez pomyłkę… usunął bazę produkcyjną tej firmy. Został natychmiast wyrzucony z pracy, a CTO poinformował go, że najprawdopodobniej w sprawę zaangażowany zostanie dział prawny, bo przywrócenie backupów okazało się problemem.

Ze strony programisty błąd nie był zbyt duży. Skrypt, który dostał, aby przygotować mu bazę testową, na koniec zwrócił dane bazy danych. Programista wziął do konfiguracji jednak dane z dokumentu, który otrzymał – jak się okazało, dane produkcyjne. Uruchomienie testów jednostkowych aplikacji wyczyściło bazę, którą podał w konfiguracji – a która okazała się być produkcyjną.

Prawdziwy problem leży jednak po stronie firmy. Dane do produkcyjnej bazy danych nie powinny być dostępne dla programistów. Konto użyte do zrobienia backupu produkcyjnej bazy nie powinno mieć prawa zapisu do bazy. Po takiej akcji CTO zdecydowanie nie powinien winić o to programisty. Oh boy, długo mozna wymieniać.

Northern Irishman in Poland o mnie wspomniał :)

Ostatnio spotkałem się w paru sprawach, wliczając w to obejrzenie razem meczu B-klasy na stadionie żużlowym, z Jonnym Blairem, pisarzem i podróżnikiem, który aktualnie mieszka w Polsce.

Pierwszą część relacji ze spotkania możecie znaleźć na jego blogu: http://www.northernirishmaninpoland.com/smieszne-historie-o-pilce-noznej-w-polsce-watching-football-in-a-speedway-stadium-in-gdansk-gkp-wybrzeze-2-1-gryf-goreczyno/