Korzystając z tego, że przyjechaliśmy do Oslo w sobotę, następnego dnia wybraliśmy się na konkurs skoków w Holmenkollen. Niedzielne zawody to konkurs indywidualny, który zaczynał się o 14:30. Jest to część większego festiwalu Holmenkollen Skifestival i poza skokami, w ten weekend na Holmenkollen odbywały się też biegi narciarskie i kombinacja norweska. W następny weekend odbędą się jeszcze zawody biathlonowe. Sam konkurs skoków jest częścią serii Raw Air, która odbywa się po raz drugi w Norwegii.
Nasz przejazd na skocznię odbywał się metrem. Linia nr 1 prowadzi przez centrum miasta aż do stacji Holmenkollen znajdującej się niedaleko kompleksu narciarskiego i dalej, do położonej na wysokości 469 metrów nad poziomem morza stacji Frognerseteren, która znajduje się już kawałek za miastem i jest bardzo popularnym miejscem startu wędrówek pieszych. Ruszaliśmy ze stacji Ensjø, do której mamy najbliżej z domu. Tego dnia kursowanie metra było dostosowane pod zawody – linia nr 1 miala dodatkowe kursy, które zatrzymywały się tylko na niektórych stacjach pośrednich.
W wagonie metra z każdą kolejną stacją było coraz więcej osób ubranych w polskie barwy i mówiących po polsku. Pociąg wspinał się na wzgórza, a śniegu za oknami przyrastało.
Po trochę ponad pół godziny dojechaliśmy do stacji Holmenkollen. Od stacji do kompleksu narciarskiego trzeba było jeszcze kilku minut spaceru. Po drodze polscy sprzedawcy zachęcali do kupowania szalików.
– Czapki, szaliki, kupujcie u Polaka, ludzie!
Przed jednym z domów lokalne dzieci wystawiły kramik z napojami i naleśnikami z dżemem. Ruchem kierowała wojskowa policja, która dbała o to, by przepuszczać ludzi grupami – możliwe, że po wydarzeniach dnia poprzedniego, gdy w okolicach stacji metra pijani widzowie starli się ze sobą i z policją, jedna osoba została porażona prądem z trzeciej szyny, a kilka osób lekko rannych po wejściu na tory.
Na samej skoczni wyraźnie było widać, której narodowości jest tu najwięcej. Z tego co słyszałem, Norwegowie nie interesują się aż tak skokami narciarskimi – interesował ich bardziej wcześniejszy bieg.
Poza polskimi i norweskimi fanami, widziałem też grupkę dzieci z Japonii i trochę Niemców.
W przerwie zawodów duża część widzów udała się do budynku postawionego przy trybunach, gdzie można było kupić piwo i tacosy. Poza namiotem, jedzenie i picie było też dostępne w paru food truckach i stoiskach – z ciekawszych rzeczy, można było kupić kebab z łosia. Wszędzie można było płacić kartą.
Jak bylo z atmosferą? Dużo trąbek, trochę osób w różnym stanie nietrzeźwości i maleńkie postacie skoczków, które wydawały się dokonywać niemożliwego. Tak to wygląda z trybun: