Dla kontekstu polecam mój poprzedni post, w którym opowiadam o tym, o co właściwie z tym Górskim Karabachem chodzi.
Dotarcie do Górskiego Karabachu to sprawa znacznie łatwiejsza, niż wydawało się na pierwszy rzut oka. Choć w Internecie znajdowały się sprzeczne informacje odnośnie tego, czy przed wyruszeniem należy wyrobić sobie wizę, czy nie, wszystko wskazywało na to, że informacje z bloga Jonny’ego Blaira są nadal aktualne. Nie szukaliśmy więc w Erywaniu ambasady Górskiego Karabachu, o której zresztą znalazłem gdzieś na forach informację, że nie dość, że wymaga zdjęcia do aplikacji o wizę, to jeszcze kasują znacznie więcej, niż przepisowe 3000 dram (ok. 30 zł). Zamiast tego, z rana wybraliśmy się na centralny dworzec autobusowy w Erywaniu (mapa), skąd w godzinach porannych miało odjeżdżać kilka busów do Stepanakertu.