Piknik lotniczy w Pruszczu Gdańskim

Zajrzałem dziś na piknik lotniczy w Pruszczu Gdańskim. Odbywają się takie co pół roku, ale pierwszy raz dowiedziałem się o terminie przed wydarzeniem – dokładnie wczoraj wieczorem.

Wszystkie ulice w promieniu kilkudziesięciu metrów od wejść na teren lotniska były pełne samochodów. Pomimo tego, że na terenie bazy przygotowano parkingi, wojskowi musieli odmawiać wjazdu ze względu na wypełnienie. Bardzo dużo osób przyszło też pieszo.

Na wystawie statycznej zaprezentowano samoloty Aeroklubu Gdańskiego. Do AN-2 można było wejść, z czego korzystały głównie dzieci.

Była też Cessna 150. Na takich robi się kursy lotnicze w Pruszczu.

Oczywiście pokazano też dużo sprzętu wojskowego. Każdy pojazd był dosłownie oblężony przez dzieci i dorosłych.

Mi-2 – kolejki do zrobienia fotki. Najwyraźniej hitem jest postawienie dziecka w drzwiach śmigłowca i sfotografowanie dziecka.

Przyleciał też AH-64. Olbrzymia różnica w porównaniu z Mi-2 czy Mi-24, jeśli chodzi o wykonanie. Amerykańska załoga siedziała na burcie i brała na ręce dzieci do zdjęć.

Był i mem z Chuckiem Norrisem za szybą.

Mi-24.

Dwie z takich maszyn co jakiś czas startowały też do pokazów w powietrzu.

Zapewnione były toi-toie, a w nich zdarzały się takie potwory.

Catering na miejscu zapewniało kilka różnych food trucków i innych przybytków. Zauważyłem też, że w tym sezonie modne są wózeczki z oranżadą a’la PRL.

Śmierć w Sarajewie

Wybrałem się dzisiaj do kina. Wczoraj dowiedziałem się, że w Żaku zaczyna się przegląd filmów z Wędrujących Festiwali i zaciekawił mnie jeden z filmów – Śmierć w Sarajewie. Jedyny trailer na youtube jest oczywiście bez żadnych napisów i właściwie niemal nic nie pokazuje.

Akcja filmu dzieje się w Hotelu Europa, który znajduje się w centrum Sarajewa. Ujęcia wskazują na to, że w rzeczywistości film realizowany był w hotelu Holiday Inn, który podczas oblężenia Sarajewa znajdował się w epicentrum wydarzeń. W 2011 roku miałem okazję przechodzić obok budynku.

Sam film był ciekawy przede wszystkim z dwóch perspektyw. Drugi plan przez dużą część filmu zajmowały piękne widoki centrum miasta na zmianę z mocno przestarzałymi wnętrzami hotelowej części dla pracowników. Jednocześnie na dachu budynku odbywały się interesujące dyskusje o problemach, jakie mają ze sobą Serbowie i Bośniacy z zamachem na arcyksięcia Franciszka Ferdynanda z 1914 roku w tle.

Pierwszy raz oglądałem film w Żaku. Dzięki posiadaniu Karty do Kultury (karty bibliotecznej w Gdańsku) miałem 4 złote zniżki na bilet – wyszło 14 zł. Na miejscu byłem odrobinę za szybko, ale w foyer były naprawdę wygodne fotele.

Można też było poczytać czasopisma o tematyce pasującej do miejsca. Cieszę się, że u dentysty nie wpadają na podobne pomysły.

W repertuarze w tej chwili jeden film zdecydowanie się wyróżnia. Z tego co widzę w recenzjach w Sieci i słyszałem od wychodzących z poprzedniego seansu, odczucia co do Baby Bump są mocno mieszane.

Na seans przyszło około 20 osób. Do sali weszłoby spokojnie kilkakrotnie więcej. Stare, typowo kinowe fotele i prawie płaska sala, więc niskim osobom polecam siadanie raczej z przodu. Miejsca nie są numerowane. Na fotelach siedziało się dosyć wygodnie. Pierwszy raz spotkałem się z tym, że wieszaki na płaszcze były w środku sali.

Polska – Holandia

1 czerwca dzięki Goyello miałem okazję pójść na towarzyski mecz Polska – Holandia w Gdańsku. Poniżej trochę zdjęć i obserwacji z tego wydarzenia.

Pociągi na stadion odjeżdżały z peronu piątego Dworca Głównego. Interwał wynosił 20 minut, w kluczowym momencie zmniejszony do 10. Już pociąg o 19:00 (mecz zaczynał się o 20:45) był solidnie wypełniony. Czas przejazdu 6 minut, koszt przejazdu – 0 zł. Poza pociągiem można było pojechać specjalnymi autobusami, które kursowały między Dworcem Głównem a stadionem. Tramwaje też były solidnie wypełnione.

Przed stadionem jeszcze przed kontrolą bezpieczeństwa food trucki i… zbierający podpisy przeciw uchodźcom przedstawiciele Kukiz’15. Sama kontrola dość lotniskowa (łącznie z obmacaniem), z tym że nawet mniej rzeczy wolno wnieść na stadion. Najkrócej mówiąc, najlepiej iść tylko z biletem, dokumentami, telefonem i kartą płatniczą.

Sam stadion zdecydowanie robi wrażenie. Bardzo przydatne było zadaszenie, bo nad Gdańskiem akurat przeszło parę ulew. Jedynie sektory najbliżej boiska dostały porządniej deszczem, na nas tylko odrobinę pokapało.

Do punktów cateringowych (był chyba jeden na każdy sektor) na 45 minut przed meczem kolejki na 15 minut czekania. Rozwodnione piwo (Okocim Jasne Pełne) – 9 zł za 400 ml, paczka M&M’s tyle samo. Bardzo popularne były zapiekanki – też 9 zł. W kolejce przede mną stały też dzieci, przeglądające na facebooku wyjątkowo kiepskie memy z Gimperem, Izakiem i Atorem.

Na samym środku sektor kibiców reprezentacji Holandii. Oprócz sektora, również na „polskich” trybunach zdarzali się ubrani na pomarańczowo kibice.

Piłkarze wychodzili na boisko (chyba) do motywu z Gry o Tron. Dlaczego chyba? Okazuje się, że na stadionie wszystko oprócz spikera zadziwiająco kiepsko słychać. Przez większość meczu nie miałem pojęcia, czy i jaki doping jest prowadzony. W pewnym momencie kibice zaczęli śpiewać hymn – zorientowałem się po parunastu sekundach.

Co do dopingu – wydawał się umiarkowany. Panowie obok próbowali chwilę kibicować na stojąco, po czym zostali przegonieni przez siedzące za nimi rodziny, które zapłaciły za bilet, a tu im jeszcze wszystko zasłaniają. Panowie zwinęli się do miejsca, gdzie trochę więcej osób stało.

Okazało się też, że z tej pozycji dosyć trudno jest dostrzec, co dzieje się na drugim końcu boiska. W pewnym momencie zastanawialiśmy się, czy właśnie wpadła bramka, czy może jednak nie. Dopiero powtórki z telebimu przekonały nas, że nie.

Swoją drogą, zwykle chodzę na mecze ósmej ligi, więc starałem się porównać, czym różnią się piłkarze reprezentacji narodowej od piłkarzy B-klasy:

  • potrafią grać z piętki;
  • wiedzą, gdzie są ich koledzy z zespołu;
  • nie mają nadwagi.

Po pierwszej połowie 0:1. Kolejki do męskiej toalety w przerwie – 8 minut czekania. Kolejki po piwo znacznie dłuższe.

Rozpoczynamy drugą połowę. Zgadnijcie, gdzie są sektory VIP?

Jest 1:1! Może jeszcze Polska wygra?

Nope.

Powrót do domu był zadziwiająco bezproblemowy. Od końcowego gwizdka na Morenę dotarłem w 45 minut. Głównie dlatego, że na styk zdążyłem na ostatni tramwaj. Co ciekawe, na torze prowadzącym do peronu ustawione były dwa razy po dwa składy EN57+EN71. Gdy jeden się zapełnił, policja zamknęła bramę wejściową na peron, po czym kolejny wjechał, a brama została otwarta. Zarządzanie powrotem 40 tysięcy osób – pierwsza klasa.

Kolejna ciekawa rzecz – porównując z koncertem, na którym byłem w marcu w Mińsku, tutaj nie było absolutnie żadnych problemów z działaniem telefonii komórkowej na meczu. Czyli się da.