Jak założyć konto bankowe w Norwegii w jedyne 37 dni

27 kwietnia otrzymałem dane dostępowe do konta w DNB, największym norweskim banku. Całą procedurę zacząłem 22 marca, więc zajęło to jedyne 37 dni! Wczoraj z kolei dotarła karta bankowa, więc wreszcie mogę zacząć otrzymywać pensję w koronach na norweskie konto i nie zastanawiać się, ile tracę na bankowych kursach walut.

Co sprawiło, że zajęło to aż tyle czasu? W zasadzie, była to całkowicie normalna procedura w DNB. Po kolei:

Zaczęło się nawet nieco wcześniej niż 22 marca, od odwiedzin w oddziale DNB. Powiedziano mi tam, że aby zostać klientem DNB, muszę wypełnić formularz na stronie DNB. Aby móc go wysłać, trzeba mieć najpierw D-nummer (lub F-nummer), którego procedurę otrzymania opisywałem w marcu. W ramach formularza trzeba podać informacje o rezydenturze w innych krajach razem z numerem identyfikacyjnym danego kraju, a także do jakich krajów planuje się przelewać pieniądze, ile razy w miesiącu i w jakich orientacyjnych kwotach.

Po przesłaniu tych wszystkich informacji dostałem maila, w którym napisano, że w następnym kroku mam wysłać do DNB list, w którym prześlę kopię mojej umowy o pracę i potwierdzenia z urzędu podatkowego, że faktycznie posiadam D-nummer. Po przygotowaniu i wysłaniu listu po około tygodniu (fakt, że po drodze była Wielkanoc) otrzymałem maila z informacją, że kolejnym krokiem są odwiedziny banku z paszportem, aby potwierdzić moją tożsamość.


Po prawej stronie, tam gdzie flagi norweskie, jeden z głównych oddziałów DNB w centrum Oslo.

Tutaj pojawia się dość ważny problem – jako obywatel Unii Europejskiej mogę co prawda przyjechać do Norwegii i zacząć pracę jedynie z dowodem osobistym, ale większość banków nie akceptuje go jako metody uwierzytelniania. Ma być paszport albo któryś z norweskich dokumentów ze zdjęciem i koniec. Podobno Nordea akceptuje unijne dowody osobiste, ale jako że zacząłem już procedurę w DNB, a konto przydałoby się raczej szybciej niż później, postanowiłem kontynuować z DNB. Co ciekawe, bez paszportu nie można też zorganizować sobie właściwie żadnej metody uwierzytelnienia tożsamości, która pozwalałaby na elektroniczny wybór lekarza i trzeba dzwonić do norweskiego odpowiednika NFZ… Na szczęście ja paszport posiadam.

Fakt, że w oddziale banku poszło bardzo szybko. Po dosłownie paru minutach oczekiwania z numerkiem przy wejściu przedstawiciel przyszedł i zaprowadził mnie do jednego ze stanowisk, które mieściły się pomiędzy salkami konferencyjnymi. Zeskanowano mój paszport, oddano go i powiedziano, że kolejnym etapem jest otrzymanie umowy pocztą.

Minął kolejny tydzień, ale w końcu umowa dotarła i nawet była w języku angielskim. Razem z 30 stronami tekstu do przeczytania w kopercie była też koperta zwrotna i kartki, które należało podpisać, wrzucić do koperty i wrzucić do skrzynki pocztowej. Po otrzymaniu umowy DNB zastrzegło sobie od 7 do 10 dni na przetworzenie dokumentów.

W końcu nadszedł wspaniały dzień 27 kwietnia, kiedy przyszły do mnie dwa listy – jeden z tokenem dostępowym do banku (dwuskładnikowe uwierzytelnianie, yay!), drugi z kodem PIN do karty bankowej. Sama karta dotarła następnego dnia roboczego. Nareszcie mogę normalnie korzystać z usług bankowych!

Kolejne kroki, jakie warto podjąć, to zorganizowanie sobie Vippsa (norweski odpowiednik blika, bardzo popularny w płaceniu za rzeczy i rozliczeniach pomiędzy ludźmi) i BankID – metody uwierzytelniania, dzięki której kolejne konta w bankach można otwierać w 5 minut, a także można jej używać do logowania się na stronach wielu urzędów. Tu jednak pojawia się kolejna komplikacja – z tego, co rozmawiałem w banku, aby uruchomić BankID w DNB, potrzebny będzie F-nummer. O tym więc w kolejnych odcinkach norweskiej odysei bankowej.