My, internauci

Zaczęło się od telegazety. Dla kilkuletniego dziecka niesamowite było odkrycie, że po wciśnięciu przycisku txt na pilocie i wybraniu odpowiedniej liczby, w bardzo szybkim czasie mogę przeczytać najnowsze wiadomości, które zmieniają się częściej, niż raz dziennie. Strona 110 – wiadomości krajowe. 125 – zagraniczne. 210 – sportowe. Były jeszcze wiadomości gospodarcze, ale te interesowały mnie najmniej. Oczekiwanie na zmianę widoku czasem trwało kilka sekund, niekiedy minuty, gdy z jakiegoś powodu przejście ze strony 113 do 114 wymagało paru “przekręceń” licznika w lewym górnym rogu.

Prawie jak telegazeta – wyświetlacz na dworcu kolejowym w Belgradzie.

Gdy miałem siedem lat, znajomi rodziców wrócili z wycieczki do Niemiec z prezentami. Przywieźli mi “kalkulator”. Cóż to był za sprzęt! Monitor monochromatyczny, MS-DOS, niemiecka klawiatura, napęd dyskietek 5,25 cala… Umiałem na nim włączyć jedyną grę, która chciała działać na tym monitorze – “Robaka”, polskiego klona Snake’a. Niedługo później tata zdobył kolejną maszynę, tym razem z monitorem czarno-białym, Windowsem 95, napędem CD-ROM i nieusuniętymi materiałami jakiejś starogardzkiej lokalnej gazety. Dość szybko też dokupił do niego modem.

Pamiętam mój pierwszy kontakt z Internetem. Miałem osiem lat i razem z tatą usiadłem, by porozmawiać z jego internetowymi znajomymi na czacie. Trzeba było wymyślić sobie nick. Akurat bardzo lubiłem brazylijską drużynę piłkarską, więc wpisałem na klawiaturze Riva. Nie zwróciło wtedy zbytnio mojej uwagi to, że każdy chciał ze mną porozmawiać i absolutnie każdego dziwiło, że mam osiem lat.

Częścią każdego weekendu stało się blokowanie telefonu i kultowe już dźwięki modemu łączącego się z 0202122. Do pilnowania czasu połączenia służył nam program Bankrut, ustawiony tak, byśmy nie przekraczali pakietu 10 godzin miesięcznie wykupionego w Telekomunikacji Polskiej. Tak ograniczone połączenie wymagało dużej samodyscypliny – wchodziłem, natychmiast synchronizowałem pocztę, zbierałem wszystkie teksty z Championship Manager Revolution, rozglądałem chwilę po sieci i już trzeba było się rozłączać. Nie zawsze ściągał się cały artykuł, wtedy prosiłem tatę, abyśmy posiedzieli jeszcze jeden impuls.

Była jedna strona, która na modemie była dla mnie niedostępna – wwitv.com. W szóstej klasie podstawówki odwiedziliśmy koleżankę, która miała stałe łącze. Pamiętam radość z tego, że wreszcie mogłem zobaczyć, jak wygląda telewizja z innych krajów. Bez rozumienia czegokolwiek oglądałem pierwszy kanał algierski. Od tego momentu zacząłem marzyć o stałym łączu.

Podczas tej samej wizyty koleżanka pokazała nam też film, który ściągnęła z sieci. Nazwa kończyła się na anal.avi. Siedziałem przybity do fotela i po zakończeniu filmiku przez jakiś czas nie bardzo mogłem dojść do siebie.

Zaczęło się gimnazjum, a z nim gry przeglądarkowe i bieganie do ogólnodostępnych komputerów w piwnicy szkoły. Rywalizowaliśmy o to, kto dotrze do wyższej ligi w Sokkerze, współpracowaliśmy przy tworzeniu galaktycznych imperiów w Ogame. Niektórzy tworzyli blogi na onecie, ale szybko piszący dzienniki przenieśli się na Epulsa. W trzeciej klasie gimnazjum, jako jeden z ostatnich w klasie, przeniosłem się na stałe łącze. Wtedy też odkryłem, że istnieje i jak świetne jest Youtube.

Zacząłem prowadzić bloga, Blipa, fotobloga, założyłem konto na last.fm, filmwebie i wielu innych portalach. Działałem też aktywnie w wirtualnych państwach, co z kolei przełożyło się na dostanie się na konkurs wiedzy o parlamencie i odwiedziny Sejmu i Senatu. Wróciłem stamtąd z selfie z Janem Rokitą i krawatem Samoobrony. Poza zwiększeniem wiedzy politycznej nauczyłem się też podstawowej administracji stronami internetowymi, co zapewne też miało wpływ na to, że poszedłem na studia informatyczne. Poznałem też Marcina, z którym później pojechałem na kilkudniową wycieczkę do Lwowa i niemal codziennie piszemy do siebie.

Fotka telefonem z rąsi wyszła zdecydowanie gorzej, niż ta zrobiona przez innego uczestnika konkursu.

Nie była to jedyna osoba, którą poznałem przez sieć. W wakacje 2011 r. na Blipie zacząłem rozmawiać z Kasią, która miała właśnie zacząć studia na fizyce technicznej na mojej uczelni. Przez parę miesięcy rozmawialiśmy jedynie przez Internet, aż w końcu z rozpoczęciem roku akademickiego zaczęliśmy się spotykać. Od 7 stycznia 2017 roku jesteśmy małżeństwem.

Tymczasem platformy, na której nasz związek zaczął się rozwijać, już nie ma – w lecie 2013 r. Gadu-Gadu zamknęło Blipa. Nie ma też już w sieci nagrań piosenek, które jeszcze w gimnazjum wrzuciłem jako Osaka Motel na mp3.wp.pl, żeby zażartować z koleżanek, które chciały stworzyć zespół muzyczny inspirowany Tokio Hotel.

Internet to większość mojego życia. Ciężko już sobie wyobrazić, jak żyło się bez wszystkiego pod ręką.